ROZDZIAŁ VI - Rey

- To mówisz, że jest was więcej? Niesamowite - zainteresował się Rey.
- Tak. Żyjemy w kilku plemionach, każde w innym wymiarze - odpowiedziała mu kobieta.
Była to młoda Bénie o długich, jasnych włosach i niebieskich oczach. To jej przydzielono zadanie przekazania przybyszowi podstaw o ich świecie.
- A jak się nazywa twoje?
- Felania, tak jak ten wymiar. Spójrz, to mapa miasta. Jeśli chcesz, to cię oprowadzę.
Na twarzy Flair wykwitł miły uśmiech, na który trudno było nie zareagować podobnie.
- Z wielką chęcią - odparł.
Rozległo się pukanie i po chwili do pokoju wkroczył młody mężczyzna.
- Gowen chce się z wami widzieć - oznajmił, po czym wyszedł.
- Chodźmy więc, nie dajmy Gowenowi czekać.
Mówiąc to, kobieta zgarnęła kilka swoich rzeczy ze stołu, po czym ruszyła przodem przez długi hol.
Rey, idąc za nią, zerkał pobieżnie na obrazy wiszące na ścianach. Dostrzegł kilka portretów pięknych kobiet, kilku skrzatów w mundurach, wizerunki budzących grozę smoków, a także malownicze krajobrazy. Miękki, czerwony dywan tłumił kroki przechodzących. Gdy zbliżyli się do dwuskrzydłowych, ciężkich drzwi, kobieta poleciła Rey'owi zapukać i wejść, natomiast sama skierowała się w inną stronę. Chłopak zdał sobie sprawę, że czeka go długo wyczekiwane spotkanie. Odetchnął głęboko, po czym głośno zapukał. Dźwięk wydawał mu się unosić w całym holu, jakby był nie na miejscu. Po chwili drzwi otworzyły się bezgłośnie.
- Wejdź - usłyszał głos z wnętrza pomieszczenia, więc odważył się zrobić kilka kroków do środka.
Przy zasłoniętym oknie stały dwa szerokie fotele. Na jednym z nich siedział sędziwy człowiek i przyglądał mu się uważnie. Wyglądał na kogoś o rozległej wiedzy, kto niełatwo ufa ludziom.
- Mario, zostaw nas, proszę.
Rey z zaskoczeniem stwierdził, że za drzwiami cały czas stała skrzacica, która teraz skinęła głową i wyszła, zamykając je za sobą.
- A więc ty jesteś Rey - zaczął Gowen.
- Tak - pewnie odpowiedział chłopak.
- A wiesz, dlaczego tu jesteś? Bo masz moc. Skąd? Myślę, że żaden z nas nie zna odpowiedzi na to pytanie - kontynuował starzec.
- Myślałem, że to naturalne wśród was.
- Wśród Bénie tak. Lumijek też. Terranów również... Ale ty masz znak i nie jesteś żadnym z dwóch ostatnich, a wśród Bénie uzdolnione są tylko kobiety.
Rey zamilkł. Zastanawiał się, o co, do diabła, w tym wszystkim chodzi. Pomyślał o bracie i na chwilę się zmartwił. Jednak myśl odeszła tak szybko, jak przyszła i po chwili Rey nie wiedział już, o czym przed chwilą myślał.
- Na razie, póki nie dowiemy się o tobie więcej, pozostaniesz w pałacu. Flair nie będzie ci dalej pomagać. Któryś z mężczyzn przejmie jej obowiązki. Jakieś pytania?
Chłopak pokręcił w milczeniu głową.
- Możesz już iść - powiedział Gowen. - Podeślę kogoś do ciebie.
Rey'owi trudno było się skupić, kiedy szedł holem. Co jakiś czas przystawał przy którymś obrazie i zapamiętywał szczegóły, by później zapytać o nie Flair. Ale Flair mogę już nie spotkać. Ciekawe, dlaczego zmienili mi przewodnika... Zrobiłem coś nie tak? W pewnym momencie jego uwagę przykuł portret kobiety o kruczych włosach, delikatnych rysach twarzy i ciemnych, niemal czarnych, oczach. Wygląda, jakby chciała przeniknąć do duszy obserwatora, pomyślał. Gdyby nie fakt, że nie patrzył na żywą osobę, przysiągłby, że czyta w jego umyśle. Przeszył go dreszcz. Całe szczęście, że to tylko obraz.
Dotarł do miejsca, gdzie korytarz się rozwidlał i zdecydował, że zwiedzi trochę pałac. Skręcił w jaśniejszą część holu. Światło dzienne docierało tam tylko dlatego, że tuż przy suficie umieszczono małe, bogato zdobione okienka. Na końcu korytarza Rey odnalazł drzwi najwyraźniej prowadzące na zewnątrz. Odetchnął głęboko i ostrożnie otworzył je, instynktownie starając się zrobić to jak najciszej.
Na zewnątrz ujrzał rozległy ogród. Promienie słońca radośnie tańczyły na tafli niewielkiego stawu. W przejrzyście czystej wodzie można było zobaczyć różnokolorowe rybki. Rey rozejrzał się wokoło. Nikogo nie zauważył. Ruszył więc brukowaną ścieżką między drzewami. Na zwisających nad nią gałęziach rozkwitły przepiękne, delikatnie różowe kwiaty, ciesząc zmysły subtelnym aromatem. Nagle jego uwagę zwróciły podniesione głosy:
- Nie możesz tu przychodzić. Życie ci niemiłe?
- Słuchaj, ja tak nie mogę. Siedzę tam całymi dniami i nie wiem nawet, kiedy wrócisz! To jest...
- Idź do domu, odpocznij. Tam porozmawiamy, kiedy wrócę.
- Nie, porozmawiamy tu i teraz.
- Chcesz, żeby ktoś zwrócił na nas uwagę? - milczenie rozmówcy najwyraźniej wskazywało na zgodę. - Idź do domu. Porozmawiamy później, obiecuję.
Nagle Rey zdał sobie sprawę, że ktoś go obserwuje. Gdy się rozejrzał, dostrzegł dość wysokiego chłopaka zmierzającego w jego stronę. No trudno, za późno, żeby udawać, że nic nie słyszałem. Ku zdziwieniu Rey'a nieznajomy o nic nie pytał, tylko się przedstawił:
- Cześć, jestem Tregaron. Przyjaciele mówią mi Treg.
Treg wyglądał na oko na 20 lat. Miał ciemnobrązowe oczy i włosy. Zresztą karnację też miał ciemną, a jego bose stopy i nietypowe odzienie rzucały się w oczy. Miał na sobie beżową, cienką koszulę i długie spodnie z tego samego materiału. Błysk w oku świadczył o inteligencji tego człowieka. Rey nie czuł się przy nim zagrożony, więc odprężył się.
- Rey, miło mi.
Tregaron gestem zaprosił chłopaka, by ten poszedł z nim dalej ścieżką.
- Więc... Mieszkasz tu? - zagadnął Rey.
- Tak i nie. Tymczasowo, póki nie wykonam zadania. Mój lud ma swoje siedziby w innym wymiarze.
- Rozumiem, jesteś terraninem - odgadł chłopak, lecz widząc malujące się na twarzy Tregarona zaskoczenie, dodał - Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, nie, oczywiście, że nie. Zwyczajnie jestem lekko zaskoczony. Tutaj niewielu ludzi jest tak bezpośrednich - terranin uśmiechnął się. - Cieszy mnie, że taki jesteś, znacznie ułatwi mi to pracę z tobą - powiedział szczerze.
- Dzięki - Rey skrzywił się nieznacznie. - Czyli to ty zastąpisz Flair.
- Tak, to bardziej praktyczne. Zresztą sam zobaczysz, dlaczego. Chcesz zobaczyć miasto?
- Jasne, czemu nie.
Tregaron zagwizdał na palcach i po chwili pojawił się przed nimi pojazd podobny do tych, które Rey widział w książkach historycznych. Z zaskoczeniem jednak stwierdził, że kareta nie miała kół. Pod dnem przyczepiono szerokie, drewniane płozy. Ponadto nadzwyczajny powóz ciągnął biały jak śnieg pegaz. Rey, nie mogąc się powstrzymać, zapytał:
- Tregaronie, czy to aby na pewno odpowiedni środek transportu? Przecież tu nie ma kół!
- Nie martw się, nawet nie dotkniemy ziemi - roześmiał się Treg. - Wystarczy, że pegaz go pociągnie. Te zwierzęta używają magii, żeby się poruszać nad powierzchnią. Chodź, sam zobaczysz!

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Miasteczko pokazane Rey'owi przez Tregarona było niezwykle gwarne o tej porze. Fala różnorakich doznań uderzyła w ich zmysły, gdy tylko pojawili się na głównym placu. Było to miejsce tętniące życiem, serce miasteczka. Ludzie spotykali się tu w celach towarzyskich i biznesowych. Kupcy stali ze swoimi straganami w kilku rzędach, dzięki czemu utworzyły się alejki targu. Ludzie i skrzaty kłębili się między nimi, próbując wybrać najlepsze produkty, a zaradni sprzedawcy opowiadali o swoich towarach w samych superlatywach.
Tregaron podszedł do jednego ze straganów, biorąc do ręki mały, pomarańczowy owoc przypominający rozgwiazdę. Kiedy podsunął go sobie pod nos, westchnął, czując słodką woń. Gestem polecił Rey'owi zdobić to samo. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy jego towarzysz zachwycił się owocem.
- Ile za sztukę? - zapytał kupca.
- Dwie srebrne monety.
- To dobra cena - stwierdził Treg. - Wezmę dwa.
Tregaron, zapłaciwszy za towar, wziął dwa owoce, jeden z nich oddając od razu towarzyszowi. Rey, widząc jak jego przewodnik zaczyna jeść, sam wziął kawałek do ust. Spotkał się z dziwnym uczuciem. Pomarańczowy owoc niczym nie przypominał tych, które chłopak jadł wcześniej. Miał słodki smak, a jednocześnie lekko piekł w język. Połykając, czuł, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele.
- Zaskakujący smak. To tutejsze owoce? - zapytał Rey.
- Nie, przywożone są z innych wymiarów od lumijek - odparł Treg.
Chłopak skinął głową. Tak niewiele wiedział o tym świecie, a tak wiele było do odkrycia... Chciałby zobaczyć rude lumijki i potężne Bénie, o których tyle mu opowiadano. Liczył, że wkrótce pozna to miejsce i wreszcie się zadomowi. Nie pamiętał, skąd pochodzi, czy ma rodzinę i jak się tu znalazł, ale chwilowo się tym nie przejmował. Czasami miał dziwne uczucie, że powinien być gdzieś indziej, że powinien wracać do rodziny, ale w ułamku sekundy wrażenie znikło i pozostawał tylko ledwie odczuwalny niepokój.
- Na ten targ przyjeżdżają kupcy z wielu wymiarów, szukając rynku zbytu - zaczął swój wykład Tregaron.
Rey przewrócił oczami. Widząc to, jego przewodnik uśmiechnął się ironicznie.
- Naprawdę myślałeś, że jesteśmy tu wyłącznie dla rozrywki?
- W zasadzie miałem taką nadzieję.
- Cóż, to chyba lepsze niż czytanie o tym w księgach pałacowych - roześmiał się Treg.
- Pewnie masz rację... Często tu bywasz?
- Tak, jeśli nie mam akurat papierkowej roboty.
- Wow, co to jest? - zapytał Rey, wskazując niewielki stragan, w którym roiło się od kolorowych mazi zmieniających postać, wiszących nad głową świecących kul i innych tego typu gadżetów.
- To, mój drogi Rey'u, są magiczne innowacje. Początkujący konstruktorzy wymyślają takie rzeczy, a Bénie o małej mocy zwykle pomagają im tchnąć w nie iskierkę magii. Potem sprzedają je na targach takich, jak ten. Wielu młodych wynalazców zaczynało w ten sposób.
- Świetna rzecz.
- Kontynuując, targ po raz pierwszy zorganizowano tu ponad tysiąc lat temu, gdy...
Ale Rey już go nie słuchał. Zamiast tego chłonął wszystkie obrazy, jakie tylko uchwycił jego wzrok. Dzieci biegały wokół straganów, doprowadzając niektórych przechodniów do szewskiej pasji. Kupcy oferowali zwykle jedzenie, ale zdarzały się też alejki, w których dominowała odzież bądź magiczne gadżety mające ułatwić ludziom życie. Pan w turbanie oglądał okrągłe owoce, czarnowłosy mężczyzna przymierzał kapelusz, jakaś pani śmiała się wniebogłosy. Ogólnie rzecz biorąc, panował przyjemny rozgardiasz.
Chłopak dostrzegł piękne, kolorowe suknie dla pań, smokingi dla panów, a także ubrania na co dzień, między innymi takie, jakie Tregaron miał na sobie. Prawdopodobnie był to naturalny styl ubioru dla terranów. Rey zauważył też, że jego własna osoba znacznie odstaje od reszty ludzi. Miał zdecydowanie bardziej bogato ozdobione ubrania i z lepszego materiału.
- Tregaronie, czy mógłbym w pałacu dostać ubrania takie jak te, które noszą ludzie tutaj? Obawiam się, że znacząco odstaję.
- Jeśli poprosisz, na pewno ktoś ci je dostarczy - odparł terranin ze zdziwieniem. - Uprzedzam cię jednak, że to byłaby zniewaga. Powinieneś być wdzięczny za to, że traktujemy cię z należytym szacunkiem. Dodatkowo jest to twój znak rozpoznawczy, jesteś jedynym mężczyzną tak wywyższonym pośród ludu Bénie - rzekł rzeczowo.
- I tego właśnie nie rozumiem - Rey pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ledwo się tu znalazłem, nie pamiętam skąd, nic o mnie nie wiecie, a przyjmujecie mnie z honorami należącymi się co najmniej księciu.
- Nie mamy tu książąt, ani rodziny królewskiej - napominał go Treg.
- Ale moglibyście mieć - powiedział chłopak, wznosząc ręce w geście bezradności. - Czy ktoś mógłby mi wreszcie wytłumaczyć, skąd takie traktowanie?
- Ech... - terranin zawahał się na moment, jednak postanowił powiedzieć Rey'owi prawdę. - Jesteś jedynym mężczyzną, który przejawia takie zdolności magiczne.
- To znaczy jakie? - zapytał ze zniecierpliwieniem.
- Nie jesteś terraninem, bo odróżniałby cię przynajmniej sposób bycia oraz kolor skóry. Nie jesteś też skrzatem z wiadomych powodów. Lumijką też raczej nie jesteś, chyba że o czymś nie wiem - uśmiechnął się znacząco do Rey'a. - Jesteś więc z ludu Bénie, bo posiadasz takie moce, jak one... Ale tu właśnie tkwi problem: tylko kobiety posiadają takie zdolności. Jesteś pierwszym mężczyzną o umiejętnościach Bénie - Treg westchnął, jakby zaraz miał zostać ukarany za swoje słowa.
Rey zamyślił się. A więc to dlatego... Co to zmienia? Nie chcę takiej roli.
- Powinienem wracać do domu - powiedział na głos.
- Ale dokąd? - terranin wydawał się zszokowany tym pomysłem.
- Nie wiem i tego właśnie muszę się dowiedzieć - odparł Rey.
- Chwila, poczekaj. Jak masz zamiar to zrobić?
- Zapytam Gowena - wzruszył ramionami. - Cóż innego mi pozostaje?
- Powinieneś porozmawiać z tutejszą przedstawicielką Wielkiej Rady, zanim podejmiesz jakiekolwiek kroki. Obiecaj mi, że do niej pójdziesz.
- Nie sądzisz, że najpierw powinienem spytać Gowena?
- Cóż... - terranin zamyślił się. - Gdyby miał jakieś informacje, pewnie by ci powiedział. Chociaż nie wiadomo, ile pozwolono mu ujawnić... - wzruszył ramionami. - Nie, myślę, że powinieneś iść do przedstawicielki. To ona ma tu władzę i tylko ona może ujawnić tajne informacje, jeśli takowe istnieją.
- W porządku. Ufam, że zaprowadzisz mnie do niej.
- Oczywiście, chodźmy - rzekł z rezygnacją Tregaron, prowadząc chłopaka z powrotem do powozu.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Siedział w fotelu, czekając ze zniecierpliwieniem. Denerwował się. Może to nie był dobry pomysł, żeby od razu robić wielkie halo? W końcu było mu tu dobrze, niczego mu nie brakowało. Czego więc chciał? No właśnie, nie pamiętał. Chciał do czegoś wrócić, do kogoś, ale już nie miał pojęcia, o co mogło chodzić.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Do środka weszła kobieta koło trzydziestki o długich, czarnych włosach. Jej oczy również były ciemne, wręcz nieprzeniknione. Kobieta z obrazu, uświadomił sobie. Miała na sobie długą, granatową suknię utkaną z lśniącej materii. Gdy weszła, Rey wstał, starając się wywrzeć wrażenie pewnego siebie, choć musiał przyznać, że jej wygląd na moment go sparaliżował.
- Możesz usiąść - powiedziała, zajmując miejsce za biurkiem.
- Dziękuję - odparł.
- Podobno chciałeś mnie widzieć z powodu jakiejś niecierpiącej zwłoki sprawy?  Od razu mówię, że mam dla ciebie dosłownie kilka minut, więc lepiej się sprężaj.
- Oczywiście - odrzekł mechanicznie, próbując uspokoić galopujące serce. - Jak na pewno pani wiadomo, nie pamiętam nic z tego, co zdarzyło się przed moim znalezieniem się tutaj. Miałem nadzieję, że otrzymam odpowiedzi na swoje pytania. Chciałbym też wrócić do domu.
- Obawiam się, że w tym momencie nie może pan wrócić do domu - uniosła brwi. - Mogę jednak zagwarantować, że dowie się pan wszystkiego, co wiemy. Czy to wszystko?
- Tak - odpowiedział lekko skołowany chłopak. Nie spodziewał się, że tak gładko pójdzie.
- Dobrze więc. Wydam polecenie, by przedstawiono panu szczegóły sprawy. Gowen się tym zajmie. A teraz przepraszam, powinnam zjawić się na ważnym spotkaniu.
- Oczywiście, dziękuję bardzo - odparł Rey, wstając do wyjścia.
Gdy rozeszli się każde w swoją stronę, chłopak postanowił odszukać Tregarona i zrelacjonować mu przebieg rozmowy. Poczuł się zobowiązany do tego, jednak przekraczając próg kuchni, zapomniał o problemie, momentalnie przypominając sobie o pustym żołądku. Terranin pochylał się nad rozgrzaną patelnią, skupiając całą swoją uwagę na doprawianiu jakiejś niesamowicie pachnącej potrawy.
- Nie wiedziałem, że umiesz gotować - powiedział z uśmiechem Rey, a w jego głosie słychać było nutę uznania.
- To moje drugie "ja" - odparł z dumą Treg. - Głodny?
Rey skinął głową w odpowiedzi.
- Świetnie, dla ciebie też zrobię.
Terranin gestem wskazał chłopakowi, żeby usiadł przy blacie na przeciwko, a sam zaczął dodawać więcej składników do swojej potrawy. Na patelni wylądowały między innymi mięso, jakieś warzywa, kolorowe przyprawy i coś, co wyglądem przypominało przecier pomidorowy. Rey przyglądał się kucharzowi z zainteresowaniem.
- Co dodajesz, jeśli mogę wiedzieć?
- Ach, to tylko kilka przypraw i warzyw bardzo popularnych w moim wymiarze. Pewnie ich nie znasz, ale mogę cię zapewnić, że doskonale się komponują - oznajmił z uśmiechem.
Po dłuższej chwili Tregaron nałożył jedzenie na dwa talerze i usiadł obok Rey'a. Nareszcie mogli porozmawiać.
- To tego... Gowen ma mi przekazać później wszystkie informacje zebrane do tej pory - zaczął Rey.
- No, to gratulacje, wreszcie jakiś postęp, co?
- Wiesz, nie jestem pewien, co w ogóle wie. Może niewiele więcej ode mnie.
- Zawsze to jakiś trop - skwitował Tregaron. - Dopóki cię nie wezwie, będziemy musieli wziąć się za twoje wykształcenie magiczne. Jesteś zupełnym laikiem - rzekł z politowaniem.
- Ej! Dopiero tu przyjechałem, a już mnie obrażają - zaprotestował Rey z udawanym oburzeniem, po czym obaj się roześmiali.
Do końca dnia zostało ledwie kilka godzin, które Rey i Treg spędzili, ucząc się podstaw i prostych sztuczek magicznych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ROZDZIAŁ VII - Rey

ROZDZIAŁ I - René

ROZDZIAŁ X - Aylin