RODZIAŁ VIII - Aylin

Aylin przed kilkoma dniami dowiedziała się, że jest tylko trzech ochotników. Od tamtej chwili najlepsi stratedzy opracowywali plan akcji. Dziewczyna niecierpliwiła się. Po tym, czego się dowiedziała o Plemieniu Morte, nie zamierzała zabierać tych ludzi ze sobą. Nie mogli jej pomóc, mieli niewiele mocy. Zresztą to wyłącznie mój problem. Gdyby nie ja, uznaliby babcię za niewielką ofiarę, którą trzeba ponieść. Nikt nie chciał ryzykować większą stratą ludzi, niż to konieczne. Wzdrygnęła się. Pewnie mają rację, ale nie mogę jej tak zostawić.
Pakowała swoje rzeczy. Cały dzień myślała nad tym, co zabrać ze sobą. W końcu doszła do wniosku, że spakuje tylko jedzenie i kilka przydatnych mikstur. Nie do końca wiedziała jeszcze, w jaki sposób dostanie się do Plemienia Morte. Miała nadzieję, że Guardian jej w tym pomoże. Choć sama wątpiła w ten pomysł, trzymała się go jak tonący brzytwy. Zawsze mogę zmusić strażnika, żeby otworzył portal, pomyślała. Ale musiałabym prawdopodobnie użyć siły.
Mimo środka nocy, jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Zdecydowała się użyć kombinacji zaklęć z ksiąg, które dawno temu znalazła na dnie jakiegoś kufra na strychu. Nie było to proste i prawdopodobnie wymagało zużycia dużych pokładów magii, ale przecież nie chciała siedzieć i czekać.
Aylin westchnęła i zebrała się w sobie. Jak najciszej, z pomocą drobnej ilości magii do wygłuszenia zamka, otworzyła drzwi. Chwilę nasłuchiwała kroków, po czym wyszła na korytarz. Nigdy do tej pory nie cieszył jej fakt, że dywan położony w holu tłumił wszelkie dźwięki. Tym razem jednak stwierdziła, że to najlepsze, co mogło ją spotkać. Ruszyła zaciemnionym korytarzem, a lampki ścienne same się przed nią zapalały, po czym gasły, gdy zdążyła już przejść. Wiele wybitnych umysłów badało naturę magicznych przedmiotów, ale żadna teoria nie została jak na razie udowodniona. Musimy zwyczajnie przyjąć, że są, jakie są - przypomniała sobie słowa swojego nauczyciela. Pomyślała teraz o nim. O wszystkim mówi z takim zapałem... Chciałabym kiedyś tak pokochać swoje życie, jak on kocha swoje.
Dziewczyna wyszła do ogrodów. Miała na sobie przylegający ciemny strój, więc mało kto mógł ją zobaczyć. Zresztą ona też niewiele mogła dostrzec, gdyż jedna z chmur przesłoniła księżyc. Wiedziała jednak mniej więcej, gdzie iść. Ruszyła wzdłuż kamiennej ściany, by po chwili zniknąć w cieniu rzucanym przez wysoki żywopłot.
Przebyła kilka metrów, starając się stąpać po cichu, lecz dość szybko. Nagle zamarła. Koło niej zeskoczyła z drzewa jakaś postać, zbliżając się do niej. Sądząc po budowie ciała, był to zdecydowanie mężczyzna. Nie mogła poznać twarzy. Powtarzała sobie w myślach, że jej nie zauważył, jednak nadzieja okazała się płonna.
- Wiedziałem, że tu będziesz - powiedział mężczyzna.
Aylin nie odezwała się ani słowem. Zamiast tego wcisnęła się jeszcze bardziej w krzaki. Gałązki drapały jej policzki, a liście łaskotały po twarzy, ale dziewczyna nie ruszyła się ani o milimetr bliżej nieznajomego. Gdy wyszedł z cienia drzew, Aylin rozpoznała jego twarz w bladym świetle księżyca:
- Naan? - zapytała zdziwiona. - A co ty tu robisz?
- No jak to, nie myślałaś chyba, że nas wykiwasz? Jo i Adrian też tutaj są. Idziemy z tobą - powiedział twardo Naan.
- No błagam... - jęknęła Aylin. - Oni też? Zaraz... Jak wy...?
- To nieważne, chodźmy do muru, czekają na nas.
- Naan? - dziewczyna domagała się odpowiedzi.
Naan westchnął.
- Jo zobaczyła, że masz pod łóżkiem przygotowane torby. Powiedziała mi i Adrianowi i ustaliliśmy, że musimy cię zatrzymać albo dołączyć - wzruszył ramionami.
Aylin kiwnęła głową w geście zrozumienia. Teraz kroki obojga skierowane były w stronę konkretnego miejsca przy kamiennym murze okalającym rezydencję. Aylin dostrzegła czekających na nią znajomych. Nie mogła jeszcze mówić o nich jako przyjaciołach, gdyż znali się zaledwie kilka dni, ale czuła, że niedługo nimi zostaną. Mimo wszystko brakowało jej Natalie. Pomyślała o przyjaciółce i zrobiło jej się smutno. Na pewno się martwi, nic jej nie powiedziałam. Jej relacja z Jo była zupełnie inna. Od pierwszej chwili czuła, że może jej powiedzieć wszystko, a ta ją zrozumie. Z zamyślenia wyrwał ją głos koleżanki:
- To jaki plan? - zapytała szeroko uśmiechnięta Jo.
- Znając Aylin? Żaden konkretny - odezwał się Adrian.
Chłopak, praktycznie rzecz biorąc, znał ją najdłużej z całej trójki. Przypomniała sobie, jakie zrobił na niej wrażenie, gdy się poznali na święcie lata. Kiedy zniknął jej z oczu, myślała, że więcej się nie zobaczą, ale następnego dnia ze zdziwieniem przekonała się, iż jest pierwszym ochotnikiem do odbicia jej babci. Kilka dni później dołączyli Naan i Jo. Naan był terraninem. Miał ciemne oczy, włosy i karnację. Chodził boso jak każdy człowiek należący do ludu ziemi. Natomiast Jo była szczupłą, niską blondynką o jasnych blond włosach i niebieskich oczach. Miała niewielką moc, potrafiła wykorzystać jedynie najprostsze zaklęcia. Z tego powodu Aylin nie chciała jej zabierać ze sobą. Nie wybaczyła by sobie, gdyby coś się stało dziewczynie. To była najłagodniejsza osoba, jaką Aylin spotkała w całym swoim życiu.
- Cóż... Miałam nadzieję, że uda mi się przedostać przez portal - powiedziała Aylin.
- Pomysły?
- Potrzebujemy łącznika. Jo, odciągniesz strażnika? - dziewczyna skinęła głową. - Będziesz musiała tu zostać, żebyśmy mieli w razie czego kogoś na miejscu, kto będzie mógł nam pomóc - kontynuował Adrian.
- Aylin, sądzę, że potrafisz uruchomić portal.
- Tak.
- Świetnie, będziemy cię osłaniać - stwierdził Naan. - Gotowi?
Pozostali przytaknęli. Cała czwórka ruszyła w stronę portalu. Wśród cieni stali się niemal niewidoczni. Jo odetchnęła głęboko i po mistrzowsku wykonała scenę rozpaczy, jakiej nikt się po niej nie spodziewał. Dziewczyna zaczęła głośno krzyczeć i rozpłakała się jak na zawołanie. Strażnik oczywiście w mgnieniu oka zareagował, podbiegając ku niej, by sprawdzić, co się dzieje.
- Nie! Nie podchodź! To ty go zabiłeś! Zabiłeś mojego ukochanego limka! - wołała ku niemu.
Jo zaatakowała małą kulą światła, ale to wystarczyło, żeby strażnik otworzył tarczę i spróbował obezwładnić dziewczynę. Ta zręcznie uniknęła strugi magii, cofając się w krzaki. Gdy oboje zniknęli Aylin z oczu, młoda Bénie skupiła się na otwarciu przejścia do innego wymiaru. W tym czasie jej towarzysze rozglądali się po okolicy, wypatrując nieproszonych gości.
Po dłuższym momencie pod kamiennym łukiem błysnęło białe światło, odsłaniając nieprzebraną, czarną przestrzeń międzyświata.
- Chłopaki, złapcie się! - rzuciła Aylin.
Gdy poczuła na ramionach nacisk dwóch dłoni, zrobiła krok na przód i cała trójka przez moment mogła polegać tylko na świadomości, że czuje obok swoich towarzyszy. Ulżyło im, kiedy już znaleźli się na twardej ziemi.
Nim zdążyła się rozejrzeć, Aylin poczuła, jak Adrian pociągnął ją w dół, chowając oboje w krzakach. Naan poszedł za ich przykładem.
- Naan, będziesz musiał tu zostać. Gdyby nam się coś stało, musimy mieć kogoś, kto powiadomi Radę - powiedział Adrian z powagą w oczach.
Terranin nie protestował, położył mu tylko rękę na ramieniu w geście pocieszenia.
- Powodzenia - to jedno słowo poprzedziło braterski uścisk i troskliwe spojrzenie rzucone Aylin.
Adrian gestem ponaglił dziewczynę, a jego wzrok wyrażał wszystko: musieli się pospieszyć, żeby znaleźć na czas schronienie na noc.
- Trzymaj się Naanie.
Aylin westchnęła, ruszając za Adrianem. Podczas marszu dokładnie się mu przyjrzała. Napięte mięśnie zdradzały zdenerwowanie, a zmarszczone czoło wskazywało na niezwykłe skupienie. Upewnia się, że nikt nas nie widzi, pomyślała. Zauważyła, że był poważniejszy niż zwykle. Nic dziwnego, czekała ich trudna misja. Ale coś nie dawało jej spokoju, wyczuwała nie tylko zdenerwowanie. Miała wrażenie, że doszło do niego jakieś napięcie emocjonalne. Chłopak zerkał na nią co jakiś czas, jakby badał jej reakcję, a potem wracał do poprzedniej czynności, jak gdyby z czegoś zrezygnował. Po jakimś czasie uznała, że to musi być naturalne zachowanie w ich położeniu. A może chciał ją przed czymś ostrzec? Z zamyślenia wyrwał ją głos Adriana:
- Tu będzie idealnie.
Dziewczyna rozejrzała się wokoło. Znajdowali się przed zarośniętym wejściem do górskiej jaskini. Gdy weszli do środka, Aylin poczuła wyraźny spadek temperatury. W głębi było jeszcze chłodniej. Chłopak znalazł wgłębienie w ścianie i zaczął rozpakowywać tam rzeczy. W momencie, kiedy wyciągnął z plecaka śpiwór i koc, Aylin uświadomiła sobie, że nie pomyślała o spakowaniu choćby maty do spania. Zawstydziła się swoją bezmyślnością. Brawo, jesteś genialna, pomyślała ironicznie o sobie.
- Co tak stoisz? Nie rozłożysz się?
- Ja... Trochę mi głupio o tym mówić, ale nie pomyślałam o czymś do spania... - zauważyła zdziwione spojrzenie Adriana. - Ale nie martw się, poradzę sobie - dodała niepewnie.
- Jasne - teraz głos chłopaka zdradzał rozbawienie. - Może zrobimy tak: ty będziesz spać tutaj, a ja pójdę sobie poszukać czegoś do spania.
- Kurczę, to trochę nie w porządku... To tak, jakbym zabrała ci łóżko i kazała spać na podłodze...
- Ej, nie jest tak źle! Tu jest całkiem przytulnie - zażartował Adrian.
- Może zmieścimy się oboje? - zapytała nieśmiało Aylin.
- Na pewno? Jeśli mnie przyjmiesz, o pani, zaklinam się, że nie będę niczego próbował - jedynie błysk w jego oku świadczył o fakcie, że chłopak nie mówi do końca poważnie.
- Bardzo śmieszne - uśmiechnęła się mimo ironii w głosie.
- Chodź, zjedzmy coś - powiedział całkiem już poważny Adrian.
Wyjął z plecaka kanapki i manierkę z wodą, po czym usiadł na przygotowanym kocu. Aylin dołączyła do niego i po chwili posilali się oboje w ciszy.
- Denerwujesz się - zauważył chłopak.
- Ty też.
- Trafne spostrzeżenie.
- Zastanawiałeś się, co będzie, jeśli się nam nie uda? - spytała dziewczyna.
- Szczerze? Staram się o tym nie myśleć. Ale tak, zadałem sobie nie raz to pytanie. Za każdym razem odpowiedź brzmiała: nie chcę wiedzieć.
Aylin skinęła głową ze zrozumieniem. Przełknęła ostatni kęs kanapki, a resztę zapakowała z powrotem. Straciła apetyt. Adrian spojrzał na nią bez słowa. Wyraźnie ją rozumiał. Przedłużająca się cisza stała się niezręczna, więc dziewczyna wstała.
- Pójdę sprawdzić, czy nie ma nikogo w pobliżu wejścia do jaskini - rzuciła, wychodząc na dwór.
Na zewnątrz było już prawie ciemno. Pomarańczowy księżyc delikatnie oświetlał wszystko w dole, nadając miejscu przyprawiającego o dreszcze uroku. Aylin rozejrzała się. Stała chwilę w milczeniu, ale nie zauważyła żadnego poruszenia. Pobliskie wzgórza wyglądały dość przerażająco. Ciarki przeszły jej po plecach. Nie spędziłabym tu ani chwili dłużej, gdybym miała wybór. Odwróciła się i wróciła do środka. Adrian zdążył już sprzątnąć po posiłku. Stworzył nad sklepieniem mały promyczek światła i leżał teraz w śpiworze, myśląc o czymś intensywnie. Gdy usłyszał zbliżającą się dziewczynę, przekręcił się na bok, jednocześnie robiąc jej miejsce do spania. Obserwował ją uważnie, kiedy układała się obok.
- Aylin? - zagadnął chłopak po chwili.
- Tak?
- Wiem, że jutro możemy przegrać - powiedział ze smutkiem. - I dlatego chciałem ci powiedzieć, że naprawdę cię polubiłem przez te kilka dni.
- Ja też cię lubię. I Jo, i Naana...
- Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Jeśli będziesz miała jutro szansę uciec z babcią, ale beze mnie, zrób to bez wahania. Obiecujesz?
- Nie mogę ci...
- Obiecaj - przerwał jej Adrian.
Aylin przez chwilę mierzyła się z nim wzrokiem. Mówił stanowczo i był śmiertelnie poważny.
- Obiecuję.
- Dziękuję - uśmiechnął się lekko. - Ej, będzie dobrze - próbował ją pocieszyć. - Wiesz, że jak cię pierwszy raz zobaczyłem, nie mogłem oderwać oczu? Wyglądałaś bajecznie - przyznał. - Cieszę się, że jesteśmy tu razem. Śpij już, czeka nas trudne zadanie.
Adrian zgasił swoje światełko i zapadła ciemność. Po jakimś czasie Aylin usłyszała jego miarowy oddech. Myślała jeszcze chwilę o tym, co jej powiedział, po czym sama zapadła w niespokojny sen...

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Już od kilku godzin kręcili się po podziemiach twierdzy. Stracili rachubę czasu, a napięcie nasilało się z każdą chwilą. Ciemne i wilgotne tunele, typowe dla tego rodzaju budowli, przyprawiały o dreszcze i wzbudzały poczucie zagrożenia. Ponadto były miejscem zamieszkania różnego rodzaju robactwa, co sprawiało jeszcze gorsze wrażenie. Gęstych pajęczyn, wiszących niekiedy nawet na całej szerokości przejścia, Adrian pozbywał się z wielką wprawą. Niestety większość korytarzy kończyła się ślepym zaułkiem. Najwyraźniej zostały celowo zawalone... Myśli Aylin błądziły między obawą, co się może zdarzyć, a wrażeniem, że zaraz się obudzi. Chłód opuszczonych korytarzy przenikał ją do kości.
Zauważyła plamy wyblakłej krwi na ścianie, a kilka metrów dalej leżał szkielet człowieka. W przypływie emocji wydała stłumiony dźwięk przypominający krzyk. Momentalnie Adrian znalazł się przy niej. Zauważając, dlaczego się przestraszyła, chciał zwrócić jej uwagę:
- Hej, popatrz na mnie - próbował odwrócić zesztywniałą z przerażenia dziewczynę w swoją stronę.
Aylin nie zareagowała na jego polecenie, patrzyła tylko w osłupieniu na dowód okrucieństwa Plemienia Morte. Potrząsnął nią.
- Aylin, spójrz na mnie! - Adrian musiał lekko podnieść głos, by dziewczyna przeniosła wreszcie na niego wzrok.
Spojrzała mu w oczy. Wydawało jej się, że odbijał się w nich ułamek strachu, który chłopak tłumił w sobie przez całe życie. Wrażenie minęło tak szybko, że nie była pewna, czy przypadkiem sobie tego nie wymyśliła. Poczuła, że się rozluźnia, gdy zaczął mówić:
- Jestem tu - zapewnił ją łagodnie. - Nic ci nie będzie, dopóki ja tu jestem.
Przez chwilę milczał, obserwując jej reakcję. Nagle pod wpływem napływającego poczucia bezsilności wszelkie bariery puściły i Aylin zaczęła łkać, uwalniając emocje powstrzymywane do tej pory. Adrian przytulił ją mocno, jakby chciał ją ochronić przed całym złem tego świata. Puścił dopiero, gdy zupełnie się uspokoiła. Odchrząknął, próbując ukryć zakłopotanie.
- To gdzie teraz? - zapytała dziewczyna, ocierając ręką łzy cienkące po policzkach.
- Nie jestem pewien - przyznał chłopak. - Już jakiś czas temu powinniśmy byli dotrzeć do wejścia... Przejdziemy jeszcze kawałek, a jeśli nic nie znajdziemy, spróbujemy jutro.
Aylin skinęła głową, najwyraźniej pokładając w nim całą nadzieję. Adrian wziął ją za rękę i ruszył w dalszą drogę. Wydawało im się, że od wieczora, którego wyruszyli, mogło minąć nawet kilka dni. Byli głodni i zmęczeni. Z nim mogłabym tu nawet umrzeć. Dziewczynę zaskoczyła jej własna myśl. Czyżby zdążyła się w nim zadurzyć? Natychmiast skarciła się w duchu. To nie miejsce i czas na takie rzeczy. W zamyśleniu spojrzała na swojego towarzysza podróży. Musiała przyznać sama przed sobą, że był przystojny. Na dodatek opiekował się nią.
Nagle Adrian zatrzymał się, przykładając jej rękę do ust. Zaczął nasłuchiwać. Aylin zajęło dobrą chwilę, zanim zorientowała się, co wzbudziło niepokój chłopaka. Rozglądając się, zanotowała sobie w pamięci, żeby być bardziej czujną. Niedaleko nich postawny mężczyzna pilnował drzwi, które najwyraźniej prowadziły do środka twierdzy. Wykorzystując element zaskoczenia, Adrian szybkim, silnym ciosem powalił żołnierza na ziemię.
- Wow! To było niezłe - wyszeptała z podziwem dziewczyna.
Chłopak uśmiechnął się do niej. Związał nieprzytomnego przeciwnika, po czym podszedł do drzwi. Po chwili uważnego nasłuchiwania, skinął do Aylin głową, po czym z wielką ostrożnością zajrzał do środka.
W pomieszczeniu panował półmrok. W zasięgu wzroku były dwa drewniane krzesła i stół, lecz najwyraźniej nikt z nich od dawna nie korzystał. Ataki spod ziemi były tak rzadkie, że Plemię Morte niezbyt się przed nimi broniło. Byli bardzo pewni siebie. Nawet gdyby komuś udało się wedrzeć, zapewne umrze w walce, pomyślał Adrian. Nie zdradził dziewczynie swoich domyśleń, nie chciał jej bardziej straszyć.
- Czysto - zakomunikował.
Weszli do środka. Pomieszczenie było niewielkie. Kiedyś na pewno korzystali z niego wymieniający się wartownicy, ale teraz nie było tu żywej duszy. Za kolejnymi drzwiami też nie widać było nikogo.
Aylin i Adrian z łatwością prześlizgnęli się przez kilka kolejnych korytarzy. O ile dobrze pamiętała, znajdowali się na najniższym poziomie twierdzy - w lochach. Mijając drzwi więzienne, zerkała do środka, by sprawdzić, czy nie ma tu jej babci. Nic. Nawet jednej osoby. Gdzie oni się wszyscy podziali, do diabła?! Narastająca w niej frustracja dawała o sobie znać, gdy za każdym kolejnym razem sprawdzała cele szybciej i bardziej pobieżnie. Uspokój się, bo jeszcze ją pominiesz, napominała sama siebie, tym samym zmuszając się do większej dokładności. Chłopak cierpliwie czekał, aż skończy. Tylko jego napięte do granic możliwości mięśnie zdradzały niepokój.
Nagle rozległ się dźwięk syreny. Najwyraźniej ktoś odkrył związanego strażnika i poinformował o intruzach.
- Cholera! - zaklął Adrian.
Pociągnął swoją towarzyszkę do wnęki, na czas ratując oboje przed wzrokiem kilku biegnących w przeciwnym kierunku żołnierzy. Przez chwilę nasłuchiwał, po czym puścił się biegiem jednym z korytarzy, ciągnąc dziewczynę za sobą. W międzyczasie wyjął broń. Aylin szybciej zabiło serce na widok pistoletu, ale nie zwolniła kroku. Zamiast tego powtórzyła sobie w głowie najsilniejsze zaklęcia atakujące. Nie potrzebowała zimnej stali, by zachować życie. Babcia dobrze ją wyszkoliła, a i w rezydencji Rady otrzymała kilka dodatkowych lekcji. w tym momencie była za to ogromnie wdzięczna.
Gdy kilku mężczyzn zastąpiło im drogę, Adrian bez wahania użył broni z tłumikiem. Wiedział, co robi. Był szybki i precyzyjny. Dziewczyna, mijając poległych, dostrzegła dziurę w głowie jednego ze strażników i rozchodzącą się po podłodze kałużę krwi. Nie myśl o tym, Aylin! To była konieczność, przekonywała sama siebie. Nie miała wiele czasu na otrząśnięcie się z tego widoku, gdyż nadbiegał kolejny patrol. Zebrała w sobie moc, by użyć zaklęcia.
- Vincolum!
Po chwili wszyscy mężczyźni siedzieli zakneblowani pod ścianą. Czary ochronne i atakujące były krótkie i szybkie w użyciu, za co Aylin lubiła je najbardziej. Wyobraziła sobie, że wymawia jakąś długą formułkę, a w tym czasie ktoś ją zabija. Nie była to przyjemna myśl. Skup się!
- Nieźle - usłyszała dumę w głosie chłopaka.
- Dzięki.
- Słuchaj, tak jak było ustalone, musimy się rozdzielić. Nie wiem, gdzie mogą ją trzymać, ale obiecuję, że ją znajdziemy.
Dziewczyna skinęła głową. Sięgnęła ręką do kieszeni, do której włożyła maleńki komunikator. Odetchnęła z ulgą, stwierdzając, że nadal tam jest. Po raz kolejny tego dnia przejechała palcami po jego gładkiej powierzchni. Pomyślała o Naanie. Na pewno jest blisko, nie wysłał przecież sygnału.
- Idę na górę, tam są apartamenty dla gości.
- Odwrócę ich uwagę - zapewnił ją Adrian. - Uważaj na siebie - dodał z powagą.
- Ty też - rzuciła, kierując się w stronę schodów.
Nagle rozległ się huk. To Adrian wybił dziurę w ścianie, ściągając tym samym na siebie uwagę reszty strażników pilnujących górnych korytarzy. Aylin nie patrzyła, co zrobi dalej, tylko szybko i niepostrzeżenie minęła półpiętro, wspinając się wyżej.
Kolejne piętra były niemal zupełnie puste. Jedne drzwi, drugie, trzecie... Nie była w stanie stwierdzić, ile już ich otworzyła. W środku niej narastała panika. A co, jeśli jej tu nie ma? Przez chwilę zastanawiała się nad tą możliwością. Nie, nie wolno ci tak myśleć. Ostatni poziom, środkowe drzwi. Zamknięte. Zaczęła walić pięściami. Cisza. To grube drewno, i tak by nie było słychać... Głupia, zrobiła sobie wyrzut. Rozejrzała się wokoło. Nikogo nie było. Skupiła uwagę na zamku i wyszeptała jedno z silniejszych zaklęć otwierających. Przez chwilę coś chrobotało w środku, aż w końcu szczęk zamka poinformował ją o sukcesie. Przebłysk radości stłumiła fala determinacji. Otworzyła drzwi.
Gdy weszła do środka, ujrzała właśnie tą osobę, której szukała. Jej babka siedziała w fotelu przyglądając się jej ze zdumieniem. Aylin poczuła niewiarygodny przypływ ulgi, padając babci w ramiona. Płakała. Obie płakały, jednak Maria Redwood szeptała do wnuczki:
- Uciekaj, dziecko, uciekaj...
- Babciu, chodź, musimy iść - odpowiedziała, ciągnąc staruszkę w stronę wyjścia.
Zanim dziewczyna się zorientowała, do pomieszczenia z impetem wpadło co najmniej dziesięciu strażników, uniemożliwiając im przejście. Już chciała rzucić zaklęcie krępujące, gdy odezwał się jeden z nich:
- Witam w moich skromnych progach, panno Redwood - ignorując jej wrogi wyraz twarzy, ciągnął dalej - Ufam, że nie będziesz robić głupstw, póki mamy twojego przyjaciela?
Aylin zrzedła mina. Nie, on blefuje, nie było sygnału. A jeśli...
- Niemożliwe - stanęła w obronnej pozycji. - Jestem tu sama.
- Czyżby? Nie chcesz go zobaczyć? - zapytał mężczyzna z przebiegłym uśmiechem.
Jej postanowienie lekko osłabło, ale dalej szła w zaparte.
- Nikogo nie masz, jestem tu sama.
- Nie ma sprawy, zaraz możesz zostać sama. Wprowadźcie go - wydał rozkaz strażnikom.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Adrian popychany przez jednego z mężczyzn. Ręce miał związane za plecami i ciężko mu się chodziło. Aylin przyłożyła dłoń do ust, żeby nie krzyknąć, gdy spostrzegła ranę po kuli na lewej nodze. Był cały posiniaczony, podbite oko i krwawiąca szczęka nie wyglądały dobrze. Oczywiście, nie poddał się bez walki, nie mógłby. Dziewczynie napłynęły łzy do oczu. Nie będę płakać, nie dam im tej satysfakcji. Adrian, widząc ją, uśmiechnął się cierpko. Zmusiła się, żeby uśmiechnąć się do niego pokrzepiająco. Nie mogła teraz uciec, nie bez niego. Nieważne, co mu obiecała, nie zostawi go. Zdecydowała.
- Puść go, nie będę kombinować - powiedziała zrezygnowana.
- Grzeczna dziewczynka. Zakneblujcie obie wiedźmy i dopilnujcie, żeby niczego nie kombinowały. Rada będzie musiała ustąpić, gdy pokażemy jej naszych zakładników - mężczyzna wyraźnie triumfował.
Moc jest czymś, czego nikt nie może ci odebrać. Ta myśl pocieszyła dziewczynę, gdy strażnik krępował jej ręce. Knebel nie pozwalał jej mówić, ale już jej to nie przeszkadzało. Ważne, że wszyscy żyją.
- Co z chłopakiem, szefie?
- Zabij - wypowiadając to słowo, odwrócił się ceremonialnie w kierunku wyjścia.
Aylin niemal stanęło serce, kiedy to usłyszała. Nie! Chciała krzyczeć. Zamiast tego jednak obecni w pomieszczeniu usłyszeli tylko głuchy odgłos sugerujący jej rozpacz. Nie patrzyła już na strażników. Widziała tylko Adriana upadającego na kolana i pistolet przyłożony do jego skroni. Wezbrała w niej wściekłość. Zacisnęła powieki, wołając w duchu, żeby go nie zabijali. Wyobraziła sobie, że powala ich jednym ruchem. Nagle straciła przytomność i wszystkie więzy puściły, zostawiając ją sam na sam z ciemnością.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ROZDZIAŁ VII - Rey

ROZDZIAŁ I - René

ROZDZIAŁ X - Aylin