ROZDZIAŁ X - Aylin

Adrian cierpliwie słuchał, co jego przyjaciółka miała do powiedzenia, od czasu do czasu ze spokojem zaprzeczając temu, co mówiła. Nie uważał, że porażka ich misji była winą dziewczyny. Nie sądził też, że mogłaby się o to obwiniać. Ale ona twardo mu tłumaczyła, że jest zupełnie na odwrót. Nigdy nie zrozumiem dziewczyn, pomyślał w pewnym momencie i popatrzył na nią tępo, co ona najwyraźniej wzięła za znak, że ma dość. W pewnym sensie miała rację.
- Przepraszam - zakończyła westchnieniem, gdy już wszystko mu opowiedziała. - Nie powinnam cię tym obarczać - spuściła wzrok.
- Nie musisz przepraszać, po to tu jestem - delikatnie pogładził ją po ramieniu jakby miała się zaraz rozpaść na kawałki i obdarzył ją pokrzepiającym uśmiechem.
Było już późno. Na ścianach pokoju uspokajająco drgały ich cienie. Aylin nadal miała na sobie satynową, czerwoną suknię. Jej srebrny naszyjnik połyskiwał w ciepłym świetle palących się świec. Za oknem księżyc srebrzystym blaskiem otaczał ogród, zostawiając w mroku ciemne zakamarki, jakby bał się odsłonić skrywaną przez nie prawdę. Kielichy kwiatów wyglądały wręcz magicznie, wokół nich lśniła migotliwa poświata, subtelnie zapraszając do przyjrzenia się im bliżej. Odgłosy nocnych ptaków dodawały scenerii uroku, jednak oni nie mogli tego usłyszeć z powodu zamkniętego okna.
Spojrzała Adrianowi w oczy, w te cudownie niebieskie oczy, w których malowała się kompletna akceptacja i nagle zrozumiała, że cokolwiek zrobi, on będzie przy niej, nieważne jakie będzie jego zdanie. Tego wieczoru wylała z siebie wszystkie smutki i żale. Mówiła długo, czasem spoglądając na chłopaka, by się upewnić, że się nie znudził. Ale on po prostu jej wysłuchał. Poczuła ogromną ulgę i była mu za to wdzięczna.
- Hej, dzięki, ulżyło mi - uśmiechnęła się tym razem bez większego wysiłku.
- Po to tu jestem - odwzajemnił uśmiech.
Chłopak powoli wstał i podszedł do komody. Po chwili usłyszała spokojną melodię sączącą się leniwie z głośników i dostrzegła maleńki odtwarzacz muzyki sprytnie ukryty w elektrycznym zegarku. Tak przynajmniej jej się wydawało, że był elektryczny. Gdy Adrian skierował swe kroki w jej kierunku, Aylin spostrzegła lekkie napięcie jego mięśni, ale nic nie powiedziała. Wyciągnął w jej stronę rękę, pytając z miłym uśmiechem:
- Zatańczymy?
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie w myślach. W ten sposób się poznaliśmy, pomyślała. Ciekawe, czy to jeszcze pamięta... Skinęła głową, podając mu dłoń i spuściła wzrok, by nie potknąć się o własne nogi, co ostatnio zdarzało jej się coraz częściej, wywołując oczywiście falę irytacji. Poczuła ulgę, gdy już poczuła się pewniej, stojąc w wysokich krwistoczerwonych butach. Wyglądają o wiele lepiej niż szklane pantofelki Kopciuszka, przemknęło jej przez myśl.
Stanęli na środku dużego pokoju. Pozwoliła, żeby prowadził, jak za pierwszym razem. Kołysali się niespiesznie w rytm muzyki, a odgłos ich kroków stawianych na kamiennej posadzce odbijał się delikatnym echem od ścian pomieszczenia. Kochaj mnie nieprzytomnie jak zapalniczka płomień, jak sucha studnia wodę, słowa piosenki pojawiały się w jej głowie, zanim zdążyła je usłyszeć. Perfect. Znała je na pamięć. Ale skąd chłopak wziął muzykę z jej wymiaru? Będę musiała zapytać o to Guardiana, pomyślała, a na jej twarzy natychmiast pojawił się delikatnie złośliwy uśmieszek.
- Mówiłam ci już, że świetnie tańczysz?
Słysząc te słowa, Adrian wyszczerzył się zawadiacko, ale nic nie powiedział. Zamiast tego pociągnął ją tak, że zaczęli się obracać, jednocześnie zataczając koło po pokoju. Aylin roześmiała się, uwalniając wzbierające w środku szczęście. Obrazy migały jej przed oczami, gdy wirowała w objęciach przyjaciela. Kiedy skończyła się piosenka, oboje byli w wyśmienitych humorach. Patrzyli na siebie nawzajem z radością.
- Chodź, zrobimy coś szalonego - nie czekając na odpowiedź, pociągał dziewczynę w stronę drzwi.
Aylin ledwo nadążała za chłopakiem, a buty na obcasie, choć piękne, zdecydowanie nie ułatwiały jej zadania. Cały wysiłek włożyła w to, żeby się nie potknąć i nie wylądować twarzą na kremowej posadzce. Kropla krwi wyglądałaby tu jak dopełnienie, pomyślała, szybko jednak odepchnęła tą myśl od siebie. Ciągle pamiętała walkę w twierdzy Plemienia Morte. Te strzały, krzyki, odgłos upadającego ciała, plamy krwi na szarym kamieniu... Od tamtej pory trochę inaczej postrzegała otaczający ją świat.
- Dokąd idziemy? - wydyszała, bardziej w tym momencie skupiając się na krokach.
- Do kuchni - rzucił najwyraźniej zadowolony z siebie.
- Przecież kuchnia jest o tej porze zamknięta - zdziwiła się Aylin.
- Nie dla mnie.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, byli już na miejscu, a Adrian sięgał do zamka, majstrując coś przy nim. Aylin rozejrzała się nerwowo. Korytarz był zupełnie pusty i cichy. Nie żeby to ją zaskoczyło, tego należało się właśnie spodziewać. Ciężkie, bordowe kotary wisiały po bokach dużych okien, odsłaniając ciemny ogród i rozgwieżdżone niebo. Niektóre świeciły mocniej, jakby chciały dać do zrozumienia, że są ważniejsze, a księżyc wydawał się dwa razy większy od tego w jej rodzinnym wymiarze, ale oprócz tego niebo było tu tak samo piękne. Usłyszała szczęk poruszonego zamka i spojrzała na Adriana. Udało mu się otworzyć drzwi, więc zadowolony wkroczył do kuchni, a Aylin podążyła za nim, cicho zamykając je za sobą.
Pomieszczenie było ogromne i praktycznie urządzone. Wzdłuż ścian ciągnęły się kamienne blaty, pod którymi umieszczono kosze na śmieci i lodówki. Trochę wyżej zaś wisiały różnych rozmiarów noże, łyżki, szpachelki i szczypce. Na środku kuchni stała kwadratowa wysepka z zamontowanymi płytami grzejnymi.
- Wow - szepnęła z podziwem Aylin.
Ale chłopak już jej nie usłyszał, bo był zajęty wyciągniętą z szafki książką kucharską. Odwrócił się w jej stronę, wyczytując ze spisu treści nazwy abstrakcyjnych potraw, które nic dla niej nie znaczyły. Przerwała mu machnięciem ręki, na co on zareagował natychmiastowym wyszczerzem idealnie białych zębów. W duchu westchnęła z frustracji - nie miała pojęcia, w jaki sposób udawało mu się być tak irytująco cudownym.
- Nic mi nie mówi żadna z tych nazw - oznajmiła zrezygnowana.
- No tak, zapomniałem, że jesteś z wymiaru Nieobdarzonych - zamyślił się, marszcząc brwi. - Tam występują zupełnie inne rośliny - westchnął.
- Nieobdarzonych? - powtórzyła po nim bezmyślnie.
- To może jakiś deser... - zastanawiał się głośno, ignorując pytanie.
- Nieobdarzonych? - zapytała jeszcze raz.
Adrian spojrzał na nią, jakby miał przed oczami okaz krzyżówki konia i żaby. A przynajmniej takie odniosła wrażenie. W ułamku sekundy jednak otrząsnął się ze zdziwienia i ze spokojem odpowiedział:
- No wiesz, ludzi nieobdarzonych mocą, bez żadnej wiedzy, znaczącego pochodzenia...
- Czyli nasze pochodzenie się nie liczy? -przerwała mu w połowie zdania, spoglądając groźnie spod przymrużonych oczu.
- Nie nasze, tylko ich - poprawił ją automatycznie. - Ale tak, tutaj się nie liczy. Nieobdarzeni mogą sami o siebie zadbać, nie potrzebują nas, a my nie potrzebujemy ich - przepraszająco wzruszył ramionami.
- Czyli nie grozi im nic, przed czym musielibyście ich bronić?
- No wiesz... - zawahał się, jakby miał zaraz powiedzieć skrzętnie ukrywaną tajemnicę. - Nie do końca...
- To znaczy? - zaintrygowana Aylin skrzyżowała ręce na piersi, oczekując na odpowiedź.
Adrian skrzywił się, opuszczając w zakłopotaniu wzrok. Bił się z myślami i dziewczyna najchętniej przerwałaby toczącą się wewnątrz niego walkę, ale nie chciała teraz odpuszczać. Ten wieczór i tak by został wtedy zepsuty przez niedopowiedzenia, więc zamiast puścić to w niepamięć, ponagliła przyjaciela wzrokiem. Chłopak, widząc jej determinację, uznał, że z nią nie wygra, będzie chciała się dowiedzieć prawdy od kogokolwiek. A tym kimś nie mógł być ktoś inny, bo gdyby Yvette się o tym dowiedziała, miałby problemy. Postanowił więc powiedzieć jej choć trochę, żeby nie drążyła tematu.
- Cóż... Matka Ziemia nie ingeruje w życie żadnego z wymiarów - zaczął.
Aylin pokiwała głową - babka jej o tym mówiła. Dziewczyna poczuła smutek na myśl o zmarłej Marii Redwood, ale odsunęła go od siebie, skupiając się na otrzymywanych od Adriana informacjach.
- Nieobdarzeni już dawno odrzucili jej prawa. Niszczą ziemię, zatruwają wody, zabijają dla przyjemności... To wszystko sprawia, że w ich świecie nie ma równowagi, powstają nowe gatunki niepodlegające prawom natury, niebezpieczne stworzenia...
- Jakie stworzenia?
Zbył jej pytanie machnięciem ręki.
- Nazwy nic ci nie powiedzą. Triquetra, znak, który noszą Bénie... - spojrzał na nią, ponaglając do pokazania znaku.
Dziewczyna uniosła rękę i zerknęła na blady nadgarstek, na którym widniała Triquetra.
- Widzisz trzy węzły - przejechał palcem wzdłuż konturów znaku. - To Duch, Ciało i Umysł dla jednych albo Ojciec, Syn i Duch Święty dla innych. Razem reprezentuje je hasło: "Cokolwiek zrobisz, wróci to do ciebie z potrójną siłą". Jeśli dodamy okrąg, który symbolizuje wieczność... Można będzie zinterpretować znak jako symbol chrześcijańskiego Boga - powiedział rzeczowo.
- A dla ciebie? Co dla ciebie znaczą?
Aylin wierzyła w Boga. A przynajmniej w to, że musi być ktoś taki, bo przecież ktoś spełnia jej nieme prośby. Czasem, gdy czuła się samotna, mówiła do Niego niemal do momentu zaśnięcia. I miała wrażenie, że jej słucha. Z chwili zamyślenia wyrwała ją odpowiedź Adriana:
- Myślę, że to pierwsze - oznajmił z namysłem. - Nigdy bym nie powiedział, że wierzę w Boga. Być może to po prostu inne przedstawienie Matki Ziemi, ale ja tego nie kupuję - pokiwał głową, po czym wzruszył ramionami.
Dziewczyna ponownie zagłębiła się w rozważania o znaku, jednak przyjaciel je przerwał, wracając do bardziej przyziemnych spraw.
- To zróbmy jakiś deser na słodko. Chodź, pokażę ci zdjęcia i zdecydujesz - zachęcił ją.
- Macie tu aparaty? - zdziwiła się.
Adrian uśmiechnął się z pobłażaniem, jakby chciał jej powiedzieć, że jej wiedza jest mała jak orzeszek.
- Niezupełnie. Ludzkie technologie się przydają, ale my możemy korzystać z magii - przypomniał jej. - Są gadżety wykonujące takie funkcje jak robienie zdjęć, sprzątanie, gotowanie... Z taką różnicą, że nie potrzebują energii, którą Nieobdarzeni nazywają prądem. Są zaczarowane i tyle.
- Rozumiem.
- Może coś takiego? - zmienił temat, podsuwając jej pod nos przepis na ogniste babeczki. - Z tego, co wiem o twoim rodzinnym wymiarze, babeczki są tam bardzo popularne.
- Tak - uśmiechnęła się. - Ciekawe, że tyle wiesz.
- Czysty przypadek.
Akurat. Adrian nonszalancko wzruszył ramionami, ale dziewczyna wiedziała, że to nie jest przypadek. Sprawiał wrażenie, że to nic wielkiego, a jednak coś jej mówiło, że tak nie jest. Nie chcąc drążyć tematu, zajęła się przygotowaniem składników.
Jak się okazało, połowy rzeczy z listy nie znała. Aylin bardzo lubiła piec ciasta, ale czuła się jak ktoś zza granicy, kto nie zna tutejszych nazw. Musiała poprosić przyjaciela o pomoc. Pytała praktycznie o wszystko, a gdy doszło do mieszania składników, chłopak postanowił się tym zająć.
- Ja ogarnę ciasto, a ty znajdź formy - polecił jej.
Aylin z westchnieniem zaczęła przeszukiwać szafki i w końcu wyjęła z nich małe, okrągłe foremki. Zadowolona z siebie wróciła do Adriana. Chłopak, który patrzył na nią cały ten czas, szybko odwrócił wzrok, czego dziewczyna najwyraźniej nie zauważyła.
- Skończyłeś?
- Tak. Piekarnik też włączyłem - oznajmił.
Aylin wyłożyła foremki na blachę i zaczęła przekładać do nich ciasto.
- Mogę cię o coś zapytać? - spytała w międzyczasie.
- Tak, pytaj, o co chcesz.
- Nigdy mi nie wyjaśniłeś, co się stało... No wiesz, wtedy w twierdzy, kiedy zemdlałam.
- Ach, to - wyglądał na zakłopotanego. - Co tu dużo mówić? Byłaś niesamowita. Zużyłaś praktycznie całą moc, żeby nas chronić, nigdy nie widziałem czegoś takiego - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Jaśniałaś wewnętrznym blaskiem i nagle wszystkie więzy pękły, strażnicy polegli...
Zaległa chwila niezręcznej ciszy. Aylin zamyśliła się. Nigdy wcześniej takiego czegoś nie zrobiłam, zdziwiła się. Owszem, czasami, kiedy się uczyła podstaw magii, świeciły jej ręce albo pojedyncze włosy, ale nigdy całe ciało. Stwierdziła w końcu, że to musiała być normalna reakcja, skoro przyjaciel wcześniej jej o tym nie powiedział. Wzruszyła ramionami.
- W porządku.
- W porządku? Tyle masz mi do powiedzenia? - zdziwił się Adrian.
- Wstaw to do piekarnika - przerwała mu, podając blachę.
Chłopak zrobił, o co prosiła, a gdy zabrała się do zmywania, ciągnął dalej:
- Masz ponadprzeciętną moc. Wiem, że chciałaś ją oddać i wrócić do swojego wymiaru jako Nieobdarzona, ale może warto...
- Nie ma żadnego ale - ucięła nagle poirytowana. - Jestem już w stanie kontrolować swoją moc. Mogę ją oddać i właśnie tak mam zamiar zrobić. Mam już dosyć tego zwariowanego świata, chcę wreszcie wrócić do własnego życia.
- Możesz - zgodził się z nią. - Tylko musisz najpierw coś wiedzieć.
- Co? - warknęła w odpowiedzi.
- Nawet Yvette nie jest tak potężna... - powiedział niemal niedosłyszalnie.
Aylin ze zdumienia upuściła miskę, którą do tej pory zawzięcie szorowała. Barwione na niebiesko szkło uderzyło o dno zlewu, roztrzaskując się na kilka większych kawałków. Zirytowana dziewczyna zaczęła je zbierać z roztargnieniem, a gdy musnęła mocniej krawędź jednego z nich, na jej dłoni pojawiło się płytkie rozcięcie.
- Cholera - mruknęła w przypływie emocji.
Adrian, widząc to, ruszył w jej stronę.
- Poczekaj, pomogę ci - oznajmił, zabierając od niej wszystkie odłamki. Gdy wyrzucił je do kosza, podszedł do przyjaciółki, żeby obejrzeć zranienie. Jednak cięcia już nie było widać. Spojrzał na Aylin pytająco.
- Akurat z magią leczniczą radzę sobie świetnie - powiedziała ze złością, widząc jego zatroskanie. 
- Nie wątpię - uśmiechnął się, po czym wziął jej dłoń i podniósł do swoich ust, delikatnie całując miejsce, które zagoiło się przed chwilą.
Ale Aylin była już myślami bardzo daleko. Nawet Yvette nie jest tak potężna? To przecież znaczy, że nie będzie w stanie zablokować mojej mocy... To znaczy, że będę musiała z tym żyć? Dziewczyna była zrozpaczona. Chciałam tylko jednego - założyć blokadę, a teraz dowiaduję się, że nic z tego?! Wezbrała w niej wściekłość. Zacisnęła powieki, żeby się opanować, a w jej myśli wdarł się głos stojącego tuż obok Adriana:
- To nie koniec świata - powiedział łagodnie.
Mimo że starała się zachować przy nim spokój, nie wytrzymała. On nie rozumie, coś w niej krzyczało.
- Jak możesz tak mówić?! - wrzasnęła na niego, jakby to on był źródłem jej problemów.
Zaskoczony chłopak cofnął się o krok, gapiąc się na nią.
- Mój cały świat się wali! Ja chcę tylko wrócić do normalnego życia, a teraz się dowiaduję, że nic z tego? To musi być jakiś kiepski żart - prychnęła wyraźnie niezadowolona.
Tym razem to w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
- Wiesz co? Nie mogę na to patrzeć - zdenerwował się Adrian. - To niesprawiedliwe. Masz najpiękniejszy dar we wszechświecie, o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć i ot tak chcesz go odrzucić! To coś wspaniałego, a nie przekleństwo. Musisz być chora, jeśli tego nie dostrzegasz - chłopak podniósł głos, a gdy skończył mówić, obrócił się tyłem, chwytając mocno za krawędź blatu, aż mu pobielały kostki.
Z Aylin w jednym momencie uleciała cała złość. Pomyślała, że może rzeczywiście przesadza. Dostrzegła teraz, że jej przyjaciel prawdopodobnie zazdrości jej posiadania mocy i sam chciałby móc używać magii. Zrobiło jej się żal chłopaka. Taki się urodził i nie mógł nic na to poradzić. Trudno było w tej sytuacji patrzeć, jak ktoś inny dobrowolnie zablokowuje moc.
- Przepraszam - powiedziała cicho, podchodząc do niego. - Nie chciałam...
Adrian jednym szybkim ruchem odwrócił się do niej, położył dłoń na jej policzku i po krótkiej chwili wahania delikatnie ją pocałował. Zaskoczona Aylin mimowolnie odpowiedziała na pocałunek, który w miarę upływu czasu stawał się coraz bardziej namiętny. Adrian drugą ręką przyciągnął ją mocniej do siebie, a dziewczyna oplotła go ramionami. Jego usta były aksamitnie miękkie i Aylin poczuła, że rozluźnia się całkowicie. Smakował słodką miętą, a jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jej serce przyspieszyło tak bardzo, że czuła się, jakby zaraz miało jej wypaść z piersi. Jednocześnie czuła jego przyspieszony oddech. Adrian całował ją tak długo, że ten czas wydał jej się wiecznością. Gdy przeszedł z powrotem do delikatnych pocałunków, a następnie lekko się od niej odsunął, Aylin poczuła jednocześnie zawód i zaskoczenie. Chciała więcej, ale przemilczała to. Zamiast się odezwać, obserwowała jego reakcję, nadal trzymając ręce splecione na karku chłopaka.
Gdy Adrian się odsunął i odchrząknął, dotarło do niej, co się przed chwilą stało. Pocałował mnie, ta myśl okazała się dużym zaskoczeniem. Próbowała sobie przypomnieć cokolwiek, co mogłaby przeoczyć, a co wskazywałoby, że mu się podoba. Nagle wszystkie drobne gesty, które wcześniej uznała za zwykłą uprzejmość, nabrały głębszego sensu. Napięcie mięśni, gdy przy nim była, ukradkowe spojrzenia, troska, jaką jej okazywał, wyznanie, że jest gotów za nią zginąć... Oczywiście... Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? 
Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. 
- Przepraszam - spuścił wzrok. - Nie powinienem na ciebie krzyczeć. Wiem, że masz teraz ciężki okres.
- To ja przepraszam, zareagowałam zbyt impulsywnie.
- To w tobie lubię najbardziej - spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się.
- Co? - spytała skołowana.
- Te twoje impulsywne reakcje - odparł. - Przynajmniej wiem, że nie ukrywasz przede mną żadnych emocji.
Aylin uśmiechnęła się do niego. Wpatrywali się w siebie nawzajem, nie wiedząc, co powiedzieć. Zaległa cisza, która o dziwo im nie przeszkadzała.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ROZDZIAŁ VII - Rey

ROZDZIAŁ I - René