ROZDZIAŁ XI - Aylin

Była noc. Na niebie jasno, srebrnym blaskiem świeciły tysiące gwiazd. Konstelacje nie wyglądały jak w wymiarze Nieobdarzonych, ale były równie piękne. Odgłos kroków przerwał panującą ciszę. Wzrok dziewczyny spoczął na pięknej istocie, która stanęła przy balustradzie kamiennego mostu. Postać wydawała się zamazana, jednak emanowała niesamowitym blaskiem i Aylin była przekonana, że ta istota jest nienaturalnie piękna. Poświata nie rozświetlała przestrzeni wokół samotnej postaci, wydawała się wręcz niedostępna dla niepożądanych obserwatorów.
Aylin usłyszała szmer wiatru buszującego wśród drzew i zauważyła księżyc w pełni. Nagle usłyszała wystrzał z broni palnej. Postać stojąca na moście wisiała teraz bezwładnie, zgięta wpół na balustradzie. Nienaturalnie wyczulony wzrok Aylin zarejestrował pojedynczą, białą kroplę, najwyraźniej skapującą z mostu, która zmieniała kolor na czerwony, wpadając do wody.
Obudziła się, czując tępy, nieustępliwy ból głowy. Otworzyła oczy, lecz nadal nic nie widziała. Dopiero po chwili przez zasłonę ciemności zaczęło przebijać się światło, powoli przywracając jej wzrok. Zwymiotowała na podłogę. Przeklęła w myśli. Musiało mi coś zaszkodzić.
Usłyszała pukanie do drzwi. Była to pokojówka, która miała za zadanie pilnować, żeby dziewczynie niczego nie zabrakło. Zaniepokojony głosik zza drzwi domagał się odpowiedzi na pytanie, czy wszystko w porządku. Aylin westchnęła. Miała serdecznie dość służby przebywającej z nią niemal non stop.
- Nic mi nie jest - powiedziała tak głośno, żeby pokojówka wyraźnie usłyszała, jednak głos miała zachrypnięty.
Założyła szlafrok, po czym powoli otworzyła drzwi na oścież, ostentacyjnie przy tym wzdychając.
- Tylko źle się poczułam, nic więcej - oznajmiła, siląc się na spokój.
Skrzacica, wszedłszy do pokoju, od razu zauważyła plamę wymiocin na podłodze. Przeklęła przy tym pod nosem, wzywając sobie tylko znane siły nieczyste, które oczywiście musiały doprowadzić ją do takiego położenia. Stała wszystko starannie, przy okazji wypytując swoją podopieczną, czy raczej "więźnia" - jak wolała to nazywać Aylin, nawet nie próbując ukryć poirytowania:
- Coś się stało? Podobno krzyczała panienka jak opętana. Wszystkich w promieniu kilkudziesięciu metrów postawiła panienka na nogi!
Skrzacica spojrzała na nią czujnym wzrokiem, sugestywnie zerkając w kierunku łóżka, a następnie przez okno.
- Miałam zły sen. Przepraszam, nawet nie wiedziałam, że narobiłam hałasu - powiedziała skruszona Aylin.
Rzeczywiście było jej przykro. Było wcześnie rano i ona sama wolałaby jeszcze smacznie spać. Westchnęła. Na myśl, że już z powrotem nie zaśnie, zrobiła się zmęczona. Czekał ją długi dzień.
Kiedy pokojówka wyszła, Aylin przygotowała się do wyjścia z pokoju. Szła do kuchni długim korytarzem, słuchając rytmu swoich kroków. Pomyślała, że kroki to jednak unikatowa rzecz i że jeśli spędzi się z kimś wystarczająco dużo czasu, można bez problemu go poznać po krokach. Uśmiechnęła się na tą myśl, bowiem przypomniała sobie, jaką otuchą napawały ją kiedyś odgłosy kroków mamy. Zatęskniła za nią. Oni pewnie już i tak o mnie nie pamiętają, pomyślała. Guardian zablokował wspomnienia bliskich Aylin o niej do czasu, aż Wielka Rada zdecyduje, co zrobić w sprawie dziewczyny. Podjęcie decyzji zostało jednak odłożone, gdyż Corion, wymiar Wielkiej Rady, zmagał się teraz z rozpoczynającą się wojną z Plemieniem Morte.
Wchodząc do kuchni, Aylin spostrzegła średniego wzrostu terranina - terranie z reguły nie byli wysocy. Mężczyzna, bo w zasadzie mężczyzną już był, przygotowywał właśnie swój ulubiony, cudowny napój dodający sił, zwany kawą. Naan, bo tak właśnie miał na imię przyjaciel i sprzymierzeniec Aylin, wyczuwając jej obecność, zapytał:
- Kawy? - Nie podniósł wzroku nawet na moment, ale poznała, że on wie, do kogo mówi.
- Dziękuję, ale spasuję dzisiaj. Jakieś kojące zioła, jeśli byłbyś łaskaw - odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem.
Aylin podziwiała zdolność terranów do instynktownego wyczuwania różnych rzeczy, takich jak obecność ludzi czy zwierząt w pobliżu. Prawda, ich umiejętności wiązały się z wrodzoną mocą komunikacji z naturą, jednak dzięki szkoleniu i ciągowi niezbędnych ćwiczeń, wyzwalali w sobie instynkowne wyczucie otoczenia, jakkolwiek by to zabrzmiało.
Naan jednym, zwinnym ruchem wrzucił do szklanki kilka niepozornie wyglądających listków i zalał je gorącą wodą, po czym niespiesznie podał je przyjaciółce. Aylin uśmiechnęła się z wdzięcznością. Podczas jednej misji zdążyli nawiązać ze sobą mocną nić porozumienia, której nigdy nie udałoby się im stworzyć nawet podczas następnych kilku tygodni, które spędzili w siedzibie Wielkiej Rady.
- Nie wyglądasz najlepiej - zauważył.
Aylin spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Nikt, kto wbrew swojej woli budzi się wcześnie rano, nie wygląda dobrze - odparowała.
Naan uśmiechnął się. Aylin zrobiła to samo, choć jej uśmiech należał raczej do tych, które posyła się po skrajnym wysiłku. Kto jak kto, ale terranin nie zaliczał się do śpiochów. Mimo wszystko, pomyślała, potrafi zrozumieć człowieka.
- Jakieś plany na dziś? - zapytał, choć znał już odpowiedź.
Aylin westchnęła po raz kolejny tego dnia, przypomniawszy sobie, co ma do zrobienia.
- Rada wojenna - posłała mu zmęczone spojrzenie. - Później to, co z niej wyniknie do zrobienia, a następnie rutynowe ćwiczenia z którąś Bénie.
- Trochę dużo na głowie, co? Pewnie też tęsknisz za domem...
Dziewczyna przytaknęła.
- Trochę. Ale czuję, że część mnie ma tutaj swój dom, czy tego chcę, czy nie - posłała mu blady uśmiech.
- Żałuję, że nie sprowadzili cię tu w spokojniejszych czasach. Moglibyśmy pokazać ci wiele ciekawych rzeczy - powiedział po chwili namysłu.
- Nie wątpię - jej twarz rozjaśniła się na moment. - Może wybierzemy się na zlot wynalazców, kiedy to wszystko się skończy....
Jeśli przeżyjemy, dodała w myślach. Przez chwilę trwała zupełna cisza, kiedy oboje próbowali sobie wyobrazić cudowne, magiczne przedmioty, jakich nigdy nie widzieli na oczy. Aylin potrząsnęła głową, co pozwoliło jej oderwać się od marzeń.
- Cóż, chyba czas się zbierać - westchnęła. - Prawdę mówiąc, mam do przejrzenia jeszcze sporo planów okolicy, zanim zbierze się Rada. Yvette jeszcze skrupulatniej zabrała się za moje szkolenie teraz, kiedy Corion jest w niebezpieczeństwie - skrzywiła się.
- Szkoda - odpowiedział Naan, wyraźnie bolejąc nad końcem rozmowy.
Aylin odwróciła się z zamiarem wyjścia z kuchni.
- Zaczekaj - powiedział terranin.
- Tak? - obdarzyła go wyczekującym spojrzeniem.
Rzucił jej coś okrągłego, co ona natychmiast odruchowo złapała. Spostrzegła, że trzyma w ręce pomarańczowy owoc. Miał przezroczystą, cienką skórkę i wyglądał na soczysty.
- To ognisty owoc, prawda? - zapytała.
Terranin przytaknął.
- Ostatni raz je widziałam na imprezie z okazji święta lata - uśmiechnęła się z rozmarzeniem. - Dzięki.
- Nie ma za co. Przecież nie chcemy, żebyś nam padła z głodu - oznajmił żartobliwym tonem, ale ona wiedziała, że mówi zupełnie poważnie.
Dziewczyna przemierzyła długi hol, na którego końcu znajdowała się biblioteka. Kiedy weszła do środka, od razu przytłoczył ją widok całej masy książek ułożonych na regałach sięgających sufitu. Nie była pewna, czy jest sama, bo wielość regałów i czytelniczych stanowisk, takich jak to, przed którym stanęła, wchodząc, nie pozwalała tego stwierdzić.
Na rozległym, ciężkim stole leżały zręcznie narysowane mapy przedstawiające Corion w całej okazałości jego ziem. Podeszła bliżej, by widzieć lepiej. W samym sercu wymiaru znajdowała się rezydencja Wielkiej Rady, wokoło zaznaczono dość duży zasiedlony teren, oprócz którego nie było już ich wiele - zaledwie kilka skupisk domów na zachodzie i na północny wschód. Ponadto, Corion był wymiarem zalesionym, poprzetykanym gdzie niegdzie równinami. Na północy ciągnęło się ogromne pasmo górskie.
Aylin zerknęła na mapę i pogrążyła się w zadumie. Nie wiedziała, jak szybko Plemię Morte będzie w stanie zorganizować większe siły zbrojne, by wreszcie zaatakować ostatecznie. Z doniesień agentów ochrony Corionu wynikało, że do tej pory widziano jedynie małe oddziały żołnierzy. Pojawiały się w różnych miejscach, bez reguły, atakowały mniejsze skupiska ludzi, po czym ukrywały się w lasach. Skrzatom pod wodzą Guardiana ciężko było ich wytropić. Jeśli zjawi się tu większy oddział, portal znajdzie się w dużym skupisku mocy pozostałej po przodkach Bénie, gdyż będzie jej potrzebował.
Wgryzła się w trzymany w ręku owoc. Na języku poczuła przyjemnie słodki, rozgrzewający smak. Nie koncentrowała się jednak na nim - miała sporo roboty i mało czasu. 
W tym momencie jej tok myślenia przerwało wtargnięcie do pomieszczenia barczystego mężczyzny. Aylin szybko dokonała oceny - ciemnozielony mundur, wysokie czarne buty i średniej długości płachta w maskujących kolorach, przewieszona obecnie na lewe ramię mężczyzny, wskazywały jednoznacznie na agenta ochrony przydzielonego do rezydencji. Zza otwartych drzwi słychać było pokrzykiwania.
- Panienko, musimy iść - zakomenderował. - Mamy intruzów.
Dziewczyna skinęła głową, po czym pospiesznie schowała mapy, które dotąd leżały na stole.
- Nie mogą ich znaleźć - wyjaśniła.
Wyszli z biblioteki i ruszyli w stronę przejścia do tajnego schronu. Pomieszczenie, do którego się udawali, było dobrze ukryte pod rezydencją Wielkiej Rady. Zabezpieczono je potężną magią, trudną do wykrycia dla tych, którzy w ogóle nią nie władali bądź mieli zbyt małe pokłady mocy. Dzięki temu tylko niewielu członków Rady mogło je namierzyć. Przy tym tylko najbardziej zaufani członkowie ochrony potrafili znaleźć fizyczne wejście.
- Jesteś ostatnia. Reszta zdołała się ewakuować, zanim intruzi wtargnęli do budynku. - oznajmił mężczyzna, po czym nie odezwał się już ani słowem.
Zwykle każdy żołnierz ochrony miał wyznaczone kilka osób z danego obszaru rezydencji, którym miał zapewnić bezpieczeństwo w trakcie drogi do schronu. Ponieważ było wcześnie rano, mieli ułatwione zadanie, gdyż niemal każdy jeszcze spał. Jednak Aylin nie było w sypialni, toteż jeden z ochroniarzy został wysłany, by ją odnaleźć i sprowadzić.
Szli szybkim krokiem, nasłuchując, a wszelkie wydawane przez nich odgłosy tłumiły dywany rozłożone w holu. Skręcając w kolejny, pusty korytarz, nagle znaleźli się w półmroku. Nie wiadomo, dlaczego magiczne świetliki zgasły akurat w tej części budynku. Powinny były się palić, skoro nie wstawiono tam żadnych okien. Coś jest nie tak, pomyślała.
Dotarli do następnego zakrętu. Po plecach Aylin przebiegł dreszcz, jej zmysły podpowiadały, że grozi im niebezpieczeństwo. Zdawała sobie sprawę, że w obronie budynku walczą wyszkolone oddziały ochronne, jednak jednocześnie miała świadomość, że w razie czego może nie mieć tyle szczęścia, by się na nie natknąć. Nerwy miała napięte do granic wytrzymałości.
W pewnym momencie dostrzegła nikły blask, świecący zaledwie przez ułamek sekundy. Już chciała coś napomknąć towarzyszącemu jej człowiekowi, kiedy ten uniósł dłoń, powstrzymując ją przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu.
- Wiem - powiedział bezgłośnie.
Gestem nakazał jej zostać za zakrętem. Sam cichutko wyciągnął broń. Przygotował ją do strzału, po czym błyskawicznie, niemal w tej samej chwili, wyskoczył na drugi korytarz, celnie strzelając do intruzów. Nawet nie zdążyli zorientować się, kto ich zaatakował. W mgnieniu oka było po wszystkim.
Kiedy dziewczyna wychynęła zza ściany, ujrzała trzech powalonych mężczyzn, z których ciał sączyła się krew. Mieli na sobie czarne mundury i tego samego koloru, ciężkie buty. Odwróciła wzrok, nie chcąc się im przyglądać dłużej niż to konieczne. W duchu dziękowała nieznanemu sobie sprawcy za brak dostatecznego oświetlenia.
Jednak natychmiast przed oczami stanął jej obraz zakrwawionego ciała Marii Redwood. Jeszcze raz odtwarzała scenę jej śmierci, niemal czując to samo, co wtedy. Odtąd nie była już taka sama. Ogromną siłą woli zmusiła się, by zdusić napływające emocje w zarodku i oderwać myśli.
Posłała ochroniarzowi pytające spojrzenie. Odpowiedział jej jedynie skinieniem głowy. Rozumieli się bez słów - musieli poruszać się teraz jeszcze szybciej i z jeszcze większą ostrożnością. Natychmiast ruszyli w dalszą drogę, nie przejmując się ukryciem ciał. I tak trwają walki. Trzeba czym prędzej się ukryć i pozwolić działać ochronie, pomyślała Aylin.
Oczywiście, potrafiła sama się obronić. Jednak nie o to chodziło. Była zbyt cennym łupem, Yvette nie mogła dopuścić do sytuacji, w której któryś z przedstawicieli Wielkiej Rady bądź tak potężny, jak Aylin, stał się zakładnikiem Plemienia Morte.
Resztę drogi do schronu przebyli bez zbędnych przygód. Kiedy dziewczyna znalazła się już w pomieszczeniu, i ona, i jej ochroniarz odetchnęli z ulgą. Dotarcie tam zajęło im dość dużo czasu, gdyż musieli nieustannie sprawdzać, czy nikt ich nie śledzi, a więc pozostawali w stałym napięciu. Teraz, gdy stres ich opuścił, poczuli wielką ulgę.
Aylin rozejrzała się ciekawie dookoła. Wchodząc, zauważyła, że sekretne przejście otwiera krótki, lecz skomplikowany układ ruchów dłonią. To miejsce jest naszpikowane niesamowicie potężną magią, przeszło jej przez myśl. Prześlizgnęła się wzrokiem po ścianach. Były gładkie, a w nich, naprzeciwko i po prawej od wejścia, wyżłobiono przestrzenie, jakby półki skalne, służące za posłania. Sklepienie miało kształt łuku.
Nagle jej wzrok wychwycił w tłumie spojrzenie niebieskich oczu. Blond włosy opadające na czoło obserwatora sprawiły, że jej serce zabiło mocniej. Jak w transie ruszyła w tamtą stronę i nie zatrzymała się, dopóki nie zbliżyła się na odległość kilkunastu centymetrów.
Adrian patrzył na nią przez chwilę, po czym jednym, szybkim krokiem pokonał dzielącą ich przestrzeń i przytulił ją. Włożył w to całą ulgę, którą poczuł, kiedy wreszcie zobaczył, że jest już bezpieczna.
Mimo że Aylin od ich pocałunku starała się nie unikać spotkań z chłopakiem, szczególnie sam na sam, gdyż była świadoma napięcia między nimi, to w tej chwili poczuła niewyobrażalną ulgę. Zdała sobie sprawę, że brakowało jej czułości, takich jak przytulanie.
Od śmierci babci i przeprowadzki do Corionu czuła się bardzo samotnie. Była mocno przybita i wyrzucała sobie, że jest do niczego i nie zasługuje na szczęście. Smutek czasem odbijał się na jej twarzy, choć większość czasu bezbłędnie go tuszowała. Tak zrobiła i tym razem, przywołując na twarz szeroki uśmiech. Odsunęła płacz na później.
- Martwiłem się, nie mogli Cię znaleźć - powiedział, najwyraźniej oczekując od niej wyjaśnień.
Odsunąwszy się nieco, Aylin zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech, żeby uspokoić bieganinę myśli. Poczuła narastające poczucie winy. Dopiero, sformułowawszy uprzednio naprędce skrócony opis zdarzeń minionego poranka, odpowiedziała:
- Obudziłam się wcześnie rano, wstałam, poszłam wypić kawę i chcąc, nie chcąc, zabrałam się za robotę - wzruszyła ramionami.
Wiedziała, że powinna była chociaż powiedzieć komukolwiek, dokąd idzie, jednak nie miała do siebie o to pretensji.
- Nie mogłam przecież przewidzieć ataku - dodała, jakby chciała się obronić.
Wyrzuciła sobie w duchu, że próbuje się tłumaczyć. Napomniała samą siebie, że w towarzystwie Adriana zachowuje się nienaturalnie.
- Oczywiście - uśmiechnął się bez większego entuzjazmu. - Cieszę się, że już ci nic nie grozi.
Rozejrzeli się dookoła. Bénie, skrzaty i terranie tłoczyli się wokół, próbując znaleźć choćby skrawek miejsca dla siebie. Gdzieś w rogu dziewczyna zauważyła spore zamieszanie. Ludzie witali się, wznosząc ręce w znaku szacunku - na wysokość serca, z prostymi palcami i poziomą linią tworzoną przez dłoń wraz z przedramieniem. To Yvette podchodziła do każdego po kolei, pytając, czy niczego i nikogo nie brakuje.
Członkowie Wielkiej Rady, którzy akurat gościnnie przebywali w rezydencji, stali w rogu pomieszczenia, dyskutując o czymś z wielką zawziętością. Biorąc pod uwagę ich gniewne miny i energiczną gestykulację, sprzeczali się. Nic dziwnego, pomyślała Aylin, wszyscy chcielibyśmy zacząć działać, zamiast tylko się bronić. Póki co, Corion nie był gotowy do walki. Brakowało żołnierzy, gdyż Plemię Morte w zastraszającym tempie atakowało wymiar po wymiarze, siejąc zniszczenie. Dlatego plemiona zamieszkujące inne wymiary nie kwapiły się do pomocy, kiedy ich domostwom groziło niebezpieczeństwo.
Ciąg rozmyślań Aylin przerwał donośny głos mężczyzny:
- Atak został odparty!
Po tym obwieszczeniu rozległy się okrzyki radości i westchnienia ulgi. Szybko się uporali, przemknęło dziewczynie przez myśl. Tłum powoli wylewał się ze schronu, ludzie stanowczo parli do wyjścia, zwracając jednak uwagę na obowiązującą etykietę, przepuszczali przedstawicieli Wielkiej Rady, w tym jej przewodniczącą - Yvette. Jeśli Aylin chciała z nią porozmawiać, sposobność przepadła, bowiem musiałaby się przeciskać do przodu, czego wolała nie robić. Tym bardziej, że obok niej szedł Adrian.
Spojrzała w oczy chłopaka. Ku jej uldze, nie mieli wielu okazji do spotkań, gdyż obojgu narzucone zostały ważne obowiązki. W końcu to ich misja była punktem zapalnym wojny z Plemieniem Morte. Od chwili pocałunku, unikała go jak ognia, nie potrafiąc odnaleźć się w nagłym wirze uczuć. W końcu nieczęsto zdarzało jej się dowiadywać, że jej jedyny przyjaciel coś do niej czuje. A właściwie, określając to precyzyjniej, dotąd nigdy. To uczucie nieco zbiło ją z tropu. Musiała jednak z nim porozmawiać, kiedy tylko zdoła coś zrobić ze swoim irytującym zmieszaniem. Ale przez tą krótką chwilę cieszyła się jego towarzystwem.
Idąc, uważnie przyglądali się poturbowanej rezydencji. W korytarzach najwyraźniej usunięto już ewentualne ślady walki, pozbyto się też ciał pokonanych żołnierzy. Wszystko wyglądałoby normalnie, gdyby nie zaschnięte rozbryzgi krwi pozostałe gdzieniegdzie na ścianach.
Kiedy dotarli do sypialnej części rezydencji, Adrian zaproponował, że najpierw wstąpią razem do pokoju Aylin, zająć się ewentualnym bałaganem, jeśli takowy został zrobiony w trakcie ataku. Sądząc po zdjętych ze ścian obrazach, pofałdowanym dywanie i rzeczach osobistych leżących na zewnątrz pokojów, można było z całą pewnością stwierdzić, że napastnicy czegoś szukali.
Znaleźli się przed ciężkimi, ciemnymi drzwiami. Adrian nacisnął ozdobną klamkę i puścił dziewczynę przodem.
Kiedy tylko znalazła się w środku pokoju, zaczęła drżeć, upadła na podłogę. Jej oczy zupełnie zbielały, a usta układały się w niezrozumiałe słowa. Trwało to kilka chwil, kilka strasznych minut, podczas których Adrian przeżywał istne katusze. Był tak przerażony, że nawet nie zarejestrował faktu, iż krzyczał, wzywając pomoc.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ROZDZIAŁ VII - Rey

ROZDZIAŁ I - René

ROZDZIAŁ X - Aylin